Translate

Translate

INTRODUKCJA

INTRODUKCJA

Witajcie w Willi Dobry Dom w Karkonoszach!

Ten blog, to opowieść o domu w górach. O ich mieszkańcach i gościach. O sąsiadach i przechodniach, takich jak Wy, wstępujących na chwilę, aby odpocząć od zgiełku cywilizacji. To ballada o snach na jawie. O pejzażach duszy i krajobrazach ciała.

Pamiętacie "Sielankę o domu" Wojtka Bellona? - "...a góry nade mną jak niebo, a niebo nade mną jak góry". Dom w górach. Blog w górach.Tak, tak. Wszystko, co robię na co dzień i o czym myślę, kieruję w te progi. Dlaczego? Bo to przyszłość. Moja i moich najbliższych. Mam nadzieję, że stanie się naszą wspólną przygodą na wiele długich wieczorów (nie koniecznie zimowych).

To magiczne miejsce. Pozwólcie nutom historii i klimatu Dobrego Domu koncertować przy herbacie (jeśli ktoś woli, może być coś mocniejszego). Rozgośćcie się, poznajcie domowników i pozwiedzajcie. Navigare necesse est!

Domownicy

CAMERA 1.

Pierwszych, których poznacie wchodząc do domu to seniorzy - moi rodzice. 
Basia i Dziniu
Dziniu

Razem
Basia
Można o nich wiele opowiadać, jak to o rodzicach, ale poniższy tekścik odda wszystkie ich zalety w rymowanym rytmie:


Gdy słońce muśnie uśpione szczyty Dziadek naprzeciw światu wyziera
 „Śpij babciu droga, bo dzionek już bliski, ten srebrny ekran godziny ci zżera.”
Babcia szczęśliwie przymyka oczęta: „Jakoś tak zeszło, ciekawe było”
I chrapnie w rytmie westchnień dziadkowych, a czarne kocie właśnie wróciło.
Gdy złoty zenit rzeźbi kominy Dziadek planuje dzień krótki-długi
Babcia ustawia w przestrzeni domu garnki, ubrania, koty i wnuki.
 „Robota czeka! Zupa na stole! Dziadek w piwnicy? Koty-niecnoty!”
Psy rozszczekują górskie doliny, goście w sień wchodzą. Koniec roboty!
Zachodni promień podgląda okna, Babcia i Dziadek skupieni myślą
 „Zróbmy jak drzewiej” Dziadek zagai, a Babcia na to: „Netem nam przyślą”.
Wieczorny płomień pieści im zmysły, syta zwierzyna do nich się łasi.
Ach, jaka radość! Ach, jaka błogość! Dziniu dostaje całus od Basi.
Gdy gwiazdy zdobią czarne już szczyty Dziadek w kąpieli, Babcia w pieleszach.
Cisza rozgaszcza się w dobrym domu, w obejściu nocka sny im rozwiesza.

CAMERA 2.

Prawdziwy dom to pokolenia tworzące jego klimat. Kolejnym ważnym domownikiem jest mój syn - Jeremiasz. Ma wiele talentów, a Jego koronną zaletą jest MŁODOŚĆ.
Rozrywkowy,
 




 
  czasem tajemniczy







i jak trzeba robotny facet: 
Z pomocą Jeremiasza, Jego siłą i energią Dziadek Dziniu przywraca świetność Dobremu Domowi a Babcia Basia dba o swoich mężczyzn i pilnuje, żeby im nic nie brakowało.

CAMERA 3.
Radości i balsamu na różne smutki dnia codziennego przynoszą niestrudzenie ekstra domownicy Willi Dobry Dom. Jak wspomniałam w Historii domu,  domownikiem zastanym był Rex  - gospodarzył z nami jeszcze prawie rok. Mieszkał w budzie w stodole i patrolował teren domu. Do Willi Dobry Dom wprowadziliśmy się z Oliwerem - z racji swojej rasy do budy nie nadawał się, a z powodu wychowania to typowy pies kanapowy . Charakterek jak na jamnika przystało ma delikatnie mówiąc trudny 
- to uparty indywidualista, a momentami tchórz, więc  szczeka na wszystko, co go zaniepokoi. Rexa omijał szerokim łukiem i towarzysz zabaw z niego żaden.  Żeby Rex za bardzo nie tęsknił za poprzednimi właścicielami, w lutym 2007 r. otrzymał towarzystwo. Trzymiesięczny szczeniak o imieniu Barry zamieszkał w Dobrym Domu:
Mimo, że rozmiarów dużych nie był (na razie) - weterynarze, jak się później okazało, błędnie określali jego docelowe gabaryty, choć po przednich łapach można było poznać, że mały to on nie będzie - od razu zaskarbił sobie naszą wielką miłość. 
Nawet Rex traktował Barrego jak swego syna . Nasz listonosz, widząc jak Barry z Rexem pilnują 
 obejścia, myślał, że to matka ze szczenięciem.
Rex uczył Barrego wszystkiego, co każdy pies powinien umieć. A my rozpieszczaliśmy smarkacza, jak przystało na zakochanych bez pamięci. Obecnie Barry to dojrzały pies  - członek rodziny, przyjaciel i stróż domowego ogniska:
Jakieś podobieństwo do Rexa pewnie jest - kto z kim przystaje, takim się staje - no i z całą godnością Barry przejął pałeczkę po swoim nauczycielu. Owszem Oliwer baraszkował chętnie z Barrym, póki ten nie osiągnął większych rozmiarów niż jamnik. A że Barry to typowy mieszaniec ras towarzyskich ( ma trochę z labradora, hovawarta, setera i owczarka), to samotność w budzie zaczęła mu doskwierać. Kilka razy dziennie domaga się zabawy i pieszczot i mimo dorosłego wieku, pozostał rozkosznie szczenięcy. Często nocnymi gośćmi na naszej posesji są leśne zwierzęta - sarny, lisy, jelenie. Barry ich nie przegania i z wrodzoną sobie spolegliwością pozwala im na ucztowanie w przydomowym ogródku.
Ale nie myślcie sobie, że w Willi Dobry Dom spotkacie tylko psy. Ponieważ budynek otoczony jest ze wszystkich stron trawą, wielość gryzoni jest zatrważająca. Dlatego pewnego dnia na prośbę Mamy przywiozłam do Jagniątkowa Mrunię.
Jak się okazało, było to dobre posuniecie, ponieważ Mruńka to super łowny kot, no, raczej kocica. Całymi dniami poluje na myszy, nornice, ptaki i pstrągi w pobliskim strumieniu. I oczywiście wszystkie te trofea (z wyjątkiem tego, co zje) przynosi do domu. Mama zadowolona połowicznie - nic gryzonio-podobne nie biega po domu, ale niestety leży bez ducha i straszy nadal. No cóż, nie można mieć wszystkiego na raz. Ale i tak Mrunia otrzymała miano  GŁÓWNEGO KOTA i liczne przywileje za ciężką pracę. W niektóre noce rezygnuje z wygód domowych pieleszy i odwiedza Barrego w budzie. Barry oczywiście szczęśliwy z jej towarzystwa wysłuchuje mruczanek kocicy zakopany w sianie. Nie ukończywszy roku, Mruńka została mamą. Urodziła dwie kotki - jedna była kopią jej (różniły się tylko szerokością białego przedziałka na pyszczku i dwiema czarnymi plamkami na dwóch lewych łapach) i   jednego kocurka, który z kolei był wykapanym tatusiem. Czarny, wielki kocur sąsiadów często odwiedzał nasz ogród, ale gdy pojawiły się na świecie jego dzieci, przestał utrzymywać rodzinne kontakty, więc o jakichkolwiek alimentach mowy już nie było. Jedno kocię poszło do moich znajomych, a klonik Mruni i kocurek zostali z nami.                                              I tak kolejni domownicy  Willi Dobry Dom to Tuśka i Shrek. Drobniutka, biało-czarna kotka o półdzikim temperamencie z pogranicza ADHD i wielki, bonifacowaty, flegmatyczny i stworzony do pieszczot  kocurek stali się nowymi obiektami troski i "deprawacji" wszystkich pozostałych domowników. Nawet Oliwer traktował kocięta, jak własne rodzone, grzejąc je w chłodne, zimowe wieczory własnym ciałem udostępniając im część swojej wielkiej kanapy. Tuśka jako nieodrodna córeczka Mruńki, została mamą - nota bene podejrzewamy, że odezwały się więzy rodzinne i znowu czarny kocur sąsiadów oczarował czarno-białą kotkę. Tym razem było to kazirodztwo. Z malutkiego ciałka wyskoczyło aż 6 kociąt. Ale po trzech miesiącach niańczenia postanowiliśmy oddać młode towarzystwo w dobre ręce, bo na kolejnych sześciu domowników Mamie nie stałoby czasu ni siły. Tuśka na taką decyzję chyba się obraziła i poszła w świat, nie wracając już nigdy do Willi Dobry Dom. Trochę było nam smutno, bo w końcu Tuśka była członkiem rodziny, ale skoro wybrała inny sposób na życie, trzeba było to uszanować. Najmniej przykro było Shrekowi, bo żadne z siostrzeńców nie szalało już pod nogami a łóżko w sypialni Basi i Dzinia było całe do jego dyspozycji.    Ale nie wszystko układało się sielankowo i po myśli czworonogów, bo przyjeżdżając co jakiś czas na weekendy z Wrocławia przywoziłam ze sobą swoją kotkę Migotkę (ur. w 1998r),która nie dość, że jest chimeryczną panienką i nienawidzi jazdy samochodem, to na dodatek traktuje cały świat jako potencjalne zagrożenie jej istnienia. Tak więc długie jazdy i krótkie pobyty w Willi Dobry Dom wpływały na Migotę bardzo negatywnie. Ogólnie rzecz biorąc była wkurzona i zmęczona darciem się podczas jazdy. Wiosną 2009 r. postanowiłam zaoszczędzić zwierzęciu stresów - zostawiłam ją w Jagniątkowie, co oczywiście miała mi za złe. Nie tolerowała zastanej zwierzyny w Dobrym Domu - z Oliwerem toczyła krwawe boje o przejście korytarzem, prychała i warczała na Mrunię, a Tuśkę i Shreka goniła od miski, mimo, że głodna nie była. Piękna bestia. Długo trwało to "darcie kotów", zanim panna Migotka - bądź co bądź najstarsza z czworonogów - zaczęła jako tako funkcjonować w stadzie.Pewnego dnia Mrunia wróciła z łowów z uszkodzoną łapką, wiec kilka dni kurowała się w domu. Migota postanowiła spełnić gospodarski obowiązek GŁÓWNEGO KOTA i poszła na swoje pierwsze poważne polowanie. Przyniosła Mruńce pokaźnych rozmiarów polną myszkę i chyba od tego momentu tak na prawdę zaczęła czuć się w Willi Dobry Dom jak u siebie. Już trawa nie przeraża, las nie straszy, a jeśli pogoda jest znośna, chętnie spędza czas w ogrodzie (jak na kota przystało uwielbia wygrzewać się w słońcu, choćby brzuchem do góry) i nawet wypuszcza się na dłuższe spacery za skarpę. Barrego raczej omija wielkim łukiem, ale nie wpada już na jego widok w panikę. W długie, zimowe wieczory zdobędzie się na wyrozumiałość i razem z Oliwerem drzemie na jednej kanapie. Ale charakterek księżniczki pozostał - wszystko w domu powinno toczyć się według jej potrzeb i oczekiwań wtedy kocica - wścieklica zmienia się w Migotkę - relaxpozwala sobie na kropelkę luzu i szczyptę nonszalancji w stosunku do świata. Wybaczyła mi porzucenie w "dzikich górach" i przyzwyczaiła się, że od czasu do czasu pojawiam się w Dobrym Domu. Chodzi wtedy za mną jak pies i napawa się moją obecnością, nadrabiając zaległości mruczeń, tuptań i pieszczot.
Przez pewien czas (niestety dość krótki) jeszcze jednym domownikiem Willi Dobry Dom była Raskitka - suczka rodem z Hiszpanii, którą moja siostra Agnieszka latem 2008 r. przywiozła z Półwyspu Iberyjskiego. Była to drobna, ruchliwa  suczka. Miała z nią wrócić na południe Europy, ale nieszczęśliwy wypadek - wpadła pod busa - sprawił, że to urocze szczenię pozostało w Jagniątkowie. Raskita doznała poważnych urazów głowy i nerek, więc wymagała długotrwałego leczenia i rekonwalescencji. 
Siostra, niestety, musiała wrócić do Hiszpanii bez psa,
a Raskitka po dojściu do względnego zdrowia zamieszkała z Barrym ku jego radości. Pani Weterynarz nie wróżyła suczce długiego życia - po wypadku cierpiała na cukrzycę oraz miała jakiś ucisk w mózgu - tak więc,  będąc bardzo dobrym stróżem, cudem przeżyła jeszcze trzy szczęśliwe lata, przynosząc wszystkim mieszkańcom Willi Dobry Dom wiele szczęścia i radości . 

Brak komentarzy: